Pytacie... jak Sara, co miała robione, jak się czuje itd.
Było tak...
W czwartek o 7 miałyśmy zgłosić się do szpitala. Sara
musiała być na czczo.
Wchodzimy do szpitala, a tam kilkanaście (podchodziło pod
20) dzieci plus rodzice. Wszyscy czekali do przyjęcia na oddział. Poszło dość
sprawnie (czekałyśmy godzinę). Po podpisaniu dokumentów, miła Pani zaprowadziła
nas pod gabinet lekarski. Na szczęście była tylko jedna osoba przed nami
(wszyscy przyjmowani na bieżąco zaraz po odejściu od rejestracji).
Pan Doktor bardzo sympatyczny, wszystko wytłumaczył, brał
pod uwagę 3 opcje (pierwsza - tylko trzeci migdał i boczne; druga - trzeci
migdał, boczne i nacięcie błony, oraz czyszczenie; trzecia opcja - trzeci,
boczne i dreny), ostateczna decyzja miała należeć do mnie. Powiedziałam co dla
mnie najważniejsze i że zdaje się na niego. Pan Doktor miał podjąć ostateczną
decyzję już na sali operacyjnej, biorąc pod uwagę wszystko co mówiłam.
Zaraz po tej wizycie, przeszłyśmy do drugiego pokoju do
anestezjologa. Tam Pani Doktor sprawdziła nasze ankiety, różne wyniki badań
itd.
Po wyjściu z gabinetu skierowane byłyśmy na odział, do
pokoju, w którym była już jedna dziewczynka z Babcią i Tatą. I musiałyśmy
czekać (nie wiadomo było które dziecko w jakiej kolejności). Na korytarzu kącik
z zabawkami, pełno biegających dzieci (w większości przedszkolaki). Na
szczęście kupiłam dla Sary nowy, inny zestaw naklejek wielorazowych, które nas
uratowały (przy okazji nasza nowa koleżanka z pokoju też się miała czym zająć).
Sara czekała (cały czas bez jedzenia i picia) aż do godziny 15:10! Byłyśmy
chyba ostatnie.
Pół godziny wcześniej dostała syropek po którym mi zasnęła,
więc nie było płaczu, że zabierają ją na salę bez mamy, nie było strachu, że
muszą ją usypiać itd.
Zabieg ok 1,5h z wybudzaniem.
|
Zbieramy siły. |