Z całym
tym zespołem Downa od dawna (w sumie praktycznie od początku) się oswoiłam.
Wielkiego płaczu, tragedii nie było. Na początku szok i walka o życie Sary. I w
sumie ważniejszy był fakt, że mam cudowną córeczkę. Moją córeczkę.
To, że
trzeba włożyć więcej wysiłku, że Sara rozwija się troszkę wolniej. Te wszystkie
rehabilitacje, terapie, wizyty u specjalistów. Pomimo, że czasem przychodzi
zmęczenie, wszystko jest do przejścia.