czwartek, 31 stycznia 2013

Rodzinka najważniejsza !!!!!! :)

W tym krótkim pościku chciałam Wam przedstawić moją rodzinkę i "przyszywaną rodzinkę", czyli wszystkich, których już poznałam ;) A Tym Wszystkim, których JUŻ poznałam chciałam podziękować, że jesteście, że pomagacie mamusi (i mi oczywiście)...
Dziękuję:
-babci Joli i dziadkowi Włodkowi
-cioci Sylwii i wujkowi Mateuszowi
-prababci Cilce i pradziadkowi Bronkowi
-cioci Dosi i wujkowi Marcinowi
-cioci Moni
-wujkowi Dominikowi
-cioci Marylce i wujkowi Jurkowi
-cioci Teresce i wujkowi Arturowi
-cioci Asi i wujkowi Wieśkowi
-cioci Edytce i Hale
-cioci Karinie

I wszystkim innym, których jeszcze nie poznałam, a na pewno wkrótce poznam. :**
Kocham Was Wszystkich bardzo <3<3 kiss kiss ;))



Raz śpimy, raz nie śpimy...

Też tak macie, że czasem nie śpicie w nocy? Wczoraj miałam 6 tygodni, chciałam troszkę poświętować, a mama ciągle odkładała mnie do łóżeczka i zastanawiała się czy może boli mnie brzuszek, bo tylko płaczę i płaczę, a przecież pielucha pusta i pojadłam sobie też. Słyszałam, że jak jest co świętować to się świętuje. Świętujmy każdy nowy dzień... hmm... no albo dam mamusi czasem pospać, może dzisiaj...?
Kiedyś mamusia nakręciła filmik jak się przebudzam. Ja taka "niewyjściowa", a mama mnie nagrywa. Jak będę starsza zrobię to samo i nagram mamusię ;)





Smacznie sobie śpię w moim łóżeczku.

A tu mała drzemka z mamusią :)




wtorek, 29 stycznia 2013

zimowo-spacerowo :)))

Wiecie gdzie ja dzisiaj byłam? Mama zabała mnie na spacerek i dotarłyśmy aż do pracy cioci Sylwii. To daleko jak na taką pogodę. Tzn. pogoda ok, ale zasypane chodniki i mama się trochę musiała namęczyć.
Ciocia Sylwia to siostra mojej mamusi i najlepsza cioteczka pod słońcem. Pomaga mamusi i mnie też często zabawia. Jest suuuper !!!! ;***
No więc dzisiaj byłyśmy w pracy u cioci Sylwii. Ciocia zrobiła mamusi herbatkę, a ja w tym czasie smacznie drzemałam.

W pracy u cioci Sylwii  :))

Potem popędziłyśmy z mamusią do domku, bo pogoda zaczęła się psuć (troszkę wiało).
W domu walnęłam wieeeelką kupę (upsss chyba nie powinnam się tym tak chwalić). A po godzinie zrobiłam następną. Hmmm....Taki psikus, żeby mamusia miała troszkę rozrywki.

Potem mamusia próbowała mnie ułożyć tak jak pokazywała pani neurolog, ale nie do końca to tak wyszło, bo zaczęłam się wiercić. Musimy nad tym popracować i dokupić jeszcze jeden ikeowski kocyk.

Wszystko zepsułam bo zaczęłam się wiercić. Miałam leżeć na lewym boczku.

wizyta u okulisty..

Wczorajszej wizyty u okulistki w Piotrowicach nie pamiętam. Wiecie dlaczego? Bo przespałam cały ten czas. Pani Doktor miała ze mną ciężko, bo jak zbadać oczy jak są zamknięte? Najpierw mi zakropiła (na siłe otwierając) i  musiałyśmy czekać 10min. Potem Pani Doktor patrzy, a jedno oko nie takie jak powinno (źrenica się nie rozszerzyła), więc znowu mi "kap" krople do oczka. I znowu czekamy. Potem coś tam poświeciła, popatrzyła i stwierdziła, że ona nic tu nie widzi i że do dokładniejszego zbadania mamy jechać do innego okulisty w Katowicach. Mamusie to troszkę zmartwiło, bo myślała, że już będzie załatwione. A tu taki klops. Trzeba zapisać się gdzie indziej.
Całą drogę do domu przespałam i obudziłam się z wrzaskiem (byłam taka głodna) dopiero u prababci i pradziadka. Mama nakręciła filmik jak śpię w aucie. W czasie jazdy mi się dobrze śpi. Lubię jeździć autem. Brum brum...



sobota, 26 stycznia 2013

To ja - Sara

Z tego wszystkiego zapomniałam się Wam pokazać... Chcę się poprawić i wklejam zdjęcie. Teraz możecie mnie podziwiać ;)

T
To ja - Sara ! - Zdjęcie robione u prababci Cilki i pradziadka Bronka

Pani Gabriela fajna babka

Tyle mowy o doktorach, a tu zapomniałam o pewnej ważnej Pani. Pani Gabriela to nasza położna. Bardzo fajna babka. Jak jeszcze byłam w szpitalu to ona przychodziła do mamy sprawdzić czy wszystko jest z nią w porządku. Potem przyszła do mnie i dalej przychodzi. W następny czwartek chyba ostatni raz, bo ja już jestem dużą dziewczynką i mama daje sobie ze mną radę. Mama też lubi Panią Gabrielę. Dużo nam pomogła i podpowiedziała mamie dość sporo. Będziemy tęsknić za Panią Gabrielą i jej radami. Narazie czekamy na czwartek...

Same doktory...

Tu doktor, tam doktor... Wszędzie te doktory. Mam 5 tygodni i 3 dni i poznałam już tylu doktorów i doktorek...
Najpierw w szpitalu w Tychach, ale wtedy byłam jeszcze malutka i do końca nie pamiętam. Pamiętam tylko tego doktora z wieeeelkimi kleszczami, który pomógł  mi opuścić brzusiowy domek. Jeszcze kilku doktorów, którzy mnie badali. To samo w Klinice w Ligocie. Jak już dotarłam do mojego nowego domu (tego z mamą) myślałam, że to koniec z doktorami. Ale nie !!! To dopiero początek. Najpierw Pani Dr K. - pediatra - bardzo miła pani. Od razu się polubiłyśmy. Potem Pan Dr od bioderek. Nie bardzo zdążyłam go poznać, bo wizyta trwała bardzo krótko. Mamusia w grubym swetrze aż się spociła - tak szybciutko mnie rozbierała, ubierała i już nas nie było.
Wczoraj mama mojej mamy (moja babcia Jola) zadzwoniła o 7:28 do mojej mamusi, żeby napisała sms'a do Dr S-K, bo się okazało, że ktoś odwołał wizytę i wskoczymy na jego miejsce (wcześniej byłyśmy zapisane na połowe marca). W poczekalni do neurologa długo czekaliśmy. 1,5h opóźnienia. I w końcu weszłyśmy. 50min w gabinecie. Najpierw byłam grzeczna. Pani Dr powiedziałą, że jestem bardzo ruchliwa jak na dziecko z Zespołem Downa i że to bardzo dobrze. Cieszyła się też, że szybko jem. Trochę mnie pomęczyła i pokazała mamie jak ma mnie układać. Pod koniec wizyty już mi się trochę nudziło i byłam taaaaka głodna, więc zaczęłam marudzić. Po wszystkim pojechaliśmy (tzn. ja jechałam moją zieloną bryką, a mama próbowała przebrnąć przez wielki śnieg i sunąć wózek do przodu) do prababci Cilki i pradziadka Bronka. Dostałam mleczko i znowu płakałam, tylko dlatego, że chciałam potulić mamusię... To tyle jeśli chodzi o wizyty lekarzy. Mama ma jeszcze całe mnóstwo skierowań. Jedno skierowanie do OWI w Tychach już babcia zaniosła (babcia i dziadek bardzo pomagają mamusi  w załatwianiu spraw). To jest taki fajny ośrodek, do którego jest olbrzymia kolejka. Wszystkie takie fajne dzieci jak ja, chcą tam chodzić, więc rodzice próbują się tam dostać. No i teraz czekamy. Pod koniec lutego (jeśli nikt nie zadzwoni) mama ma się przypomnieć sama. Ale kolejki są aż do kwietnia. Ojjjj... Mama się martwi, ale przecież do tego czasu możemy ćwiczyć w domu. Wszystko będzie dobrze mamusiu. Jestem z Tobą... !!!

wtorek, 22 stycznia 2013

Początek... i 4 miejsca zamieszkania

Nazywam się Sara. Przyszłam na świat miesiąc i 3 dni temu, ale żyłam już sobie jakieś 9 miesięcy wcześniej w maminym brzusiu. Czyli jestem już całkiem dużą dziewczynką. W maminym brzusiu było cieplutko i miło, a tu na zewnątrz zima, śnieg.. ale sporo się dzieje... Od początku sporo się działo.. Jak byłam jeszcze w brzusiu, pani dr S. powiedziała, żeby mamusia jechała do szpitala bo nie mam w czym pływać.. tzn. mamusia miała mało wód płodowych. W szpitalu lekarze się nie śpieszyli i troszkę to mamusię stresowało. W końcu mamusia wzięła sprawy w swoje ręce i ogłosiła alarm wśród rodziny i znajomych. Pierwsza lekcja jaką trzeba zapamiętać to "znajomości to podstawa w dzisiejszym świecie". Następnego dnia 19 grudnia, po alarmie mamusi pan dr skierował ją na kroplówkę OCT. Leżała mama na porodówce, kroplówka kap kap wpływała do krwi mamusi i coś jakby zaczęło się dziać w moim brzusiowym domku. Po 2 godzinach ok 9:50 nie miałam już w czym pływać i jakby coś mnie przesówało w dół i w dół. Po chwili przyjechała babcia (mama mojej mamy). Mamusia coraz bardziej cierpiała, słyszał ją chyba cały szpital. Ja nie umiałam pomóc mamusi i opuścić mojego brzusiowego mieszkanka. Pan doktor kazał babci wyjść, a sam wziął wielkie, przerażające kleszcze. Taaaakie wielkie... i chwycił moją główkę. Mamusia cierpiała już bardzo mocno, mnie też się niepodobało jak mnie te wielkie kleszcze ciągną i ciągną, aż na chwilkę przestałam oddychać. I w końcu o 14:35 udało się !!!! Światło... lekarze, położne... wszyscy skaczą wokół mnie i mamusi. Zabrali mnie. Tyle czasu z moją mamusią i taka rozłąka. Jak się potem okazało to nie wszystko co "zmalowałam". Byłam bardzo słaba, leżałam w plastikowym pudle (inkubatorze). Było cieplutko, ale nie czułam serduszka mamusi. Eeeee to nie to samo. Na drugi dzień znowu zmieniłam miejsce zamieszkania.. Przyjechał po mnie Pan dr (taki znany na śląsku genetyk) z całą ekipą i zabrali mnie. Mamusia prawie płacze, a oni mnie zabierają... tak bez pożegnania. Zabrali mnie do innego szpitala z zagrożeniem życia. Dodatkowo też na badania cytogenetyczne tzn, że podejrzewają Trisomię 21, czyli tak zwany Zespół  Downa. Wyglądam jakby troszkę inaczej. Ale dla mamusi jestem najpiękniejsza. Czyli udało mi się z wyborem odpowiedniego brzusia. I tak leżę sobie w szpitalu w Ligocie (na śląsku). Święta (to podobno piękny czas, słyszałam jak panie położne na oddziale Intensywnej Terapii i na oddziale Patologii Noworodka o tym wspominały). Potem Nowy Rok.. a oni dalej nie robią badań. Czekam i czekam, mamusia też czeka. I się denerwuje. Dalej nie robią badań. Mamusia zawsze mnie odwiedza i przywozi mi swoje mleczko (lepsze niż to szpitalne). Kiedyś w końcu dali mi przytulić mamusię. Prawie się popłakała. Mamusia czasem płacze i jest jej smutno... Myśli, że ja tego nie widzę, ale ja widzę i też mi smutno, że mamie jest smutno. Wtedy nie płaczę i staram się być silna, a to takie trudne. W końcu 7 stycznia robią mi badania. Po drodze trafiła się też sepsa. Potem okazuje się, że złapałam jakiegoś rotawirusa i co chwilę robię kupki. Jak już mnie z tego wyleczyli i przestałam tak często kupkać to okazało się, że nie przybrałam na wadze i znowu przekładają dzień wypisu. W końcu 14 stycznia wypisują mnie i mama z dziadkiem Włodkiem zabierają mnie do domu. Znowu zmieniam miejsce zamieszkania. Tam czeka już babcia Jola i ciocia Sylwia. Wszyscy cieszą się, że już jestem z nimi. Pierwsza noc w nowym domu, a ja nie śpię i płaczę i płaczę, bo przecież stęskniłam się za mamusią i chce ją troche potulić...