środa, 30 kwietnia 2014

Dziękujemy :*


Wtorek, czyli wczoraj:
Całkiem wcześnie, choć nie aż tak bardzo wcześnie, bo o 9:15 zaczęłam rehabilitację w Ośrodku. Najpierw ucieszyłam się, że widzę moją p.Asię, ale potem przypomniało mi się, że mam katar i że jestem przez to bardzo marudna i już nie było tak kolorowo. W sumie nie było aż tak źle, ale trzeba się było mocno starać żeby mnie rozweselić.
W tym tygodniu mam tylko jedną rehabilitację, bo przecież jest długi weekend i święto więc wszyscy mają wolne.

Środa, czyli dziś:
Na 9:00 miałam pierwsze (bo zawsze wypadła jakaś choroba, a terminy są dalekie) spotkanie z logopedą w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Wszystko fajnie, Pani porozmawiała z Mamą, potem kilka ćwiczeń (trzeba było sprawdzić co potrafię). Zabawa zwierzątkami, instrumentami, mały masażyk buzi, i ...piórka. No właśnie... piórka. Zaczynam uczyć się dmuchać. Kolorowe piórka, bańki mydlane, cokolwiek, ale próbować. To trudne, na razie nie potrafię, ale będziemy to z Mamą ćwiczyć. Mama dostała nawet kilka takich kolorowych piórek do domu, żeby mogła ze mną ćwiczyć. Wszystko fajnie. Zajęcia były i się skończyły. Bo jest taki mały minus, że ta Pani to jeden logopeda na całe miasto (nie licząc w szkołach/ośrodkach i nie prywatnie). I właśnie dlatego będziemy mieć chyba jeszcze tylko jedne zajęcia w lipcu. I to na tyle. Niestety, dzieci które potrzebują spotkań z logopedą jest dużo, a ja mam już przecież zajęcia w PWI. Mama uważa, że to bardzo mało i chyba jeśli coś uzbieramy z 1% to poszukamy prywatnie jakiegoś logopedy. Bo to przecież ważne żebym nauczyła się ładnie mówić i żebym dalej tak ładnie trzymała języczek w buzi. No i żebym w końcu powiedziała pięknie i wyraźnie "MAMA" (powiem Wam w tajemnicy, że planuję zrobić Mamie taką niespodziankę i pięknie jej tak powiedzieć, tylko jeszcze nie wiem kiedy).

A i właśnie jeśli chodzi o ten 1%, dziś minął termin rozliczeń PIT'ów, więc...
Wszystkim, którzy oddali mi swój 1% BARDZO BARDZO SERDECZNIE DZIĘKUJĘ i wysyłam mnóstwo buziaków. Mama też bardzo dziękuje Wszystkim, którzy dzięki podarowanemu 1% pomogą mi w moim dalszym rozwoju. Bardzo dużo to dla nas znaczy i nie bardzo wiemy jak dziękować. Na razie tak ogólnie, a będziemy jeszcze dziękować jak pieniążki trafią na moje konto w Fundacji (ale to dopiero ok. października/listopada). <3

<3

P.S. Dalej mam katar i tylko katar, szczególnie w nocy.

Buziaki Misiaki

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Katar

Jak nie jedna choroba to... katar. Od 2 dni mam taaaaki wielki katar. I nie wiadomo czy to choroba jakaś mnie bierze czy może jakieś uczulenie czy to przez rosnące zęby. Poza katarem nie ma nic innego, więc na razie chodzę na wszystkie zajęcia (choć w sumie niektóre i tak mi przepadają).
Przejdźmy już do konkretów i opowiem troszkę o dzisiaj...
Rano hmm.. wolne. No to Wam opowiedziałam :D To dobranoc. Nie no żartuję ;) Rano faktycznie było wolne, ale już o 14 byłam z Mamą na Wczesnym Wspomaganiu Rozwoju, a dokładniej na zajęciach z p.Renatą w Sali Doświadczenia Świata. Dziś były te moje zaległe zajęcia. Bawiłam się w basenie z kulkami, na łóżku wodnym, z różnymi światełkami itd. Był też kolorowy parkiet, który świecił się kiedy się nadepnęło na dany kwadracik. I dużo, dużo innych.

Tyyyleee kuleczek.. ale te 2 klocki i tak muszę mieć ze sobą.

Chyba się zapadam... :p

Łóżko wodne i lampeczki (p.s. światło niestety oświecone i nie ma efektu ;)) i Mama w tle

Lampeczki-sznureczki, sznureczki-lampeczki.


Przez ten katar nie miałam dziś za bardzo humorku. Moje zajęcia troszkę się przeciągnęły i o 15 weszła już grupka dzieci, które chodzą tam do szkoły. Wszyscy ładnie się ze mną przywitali. Kolejne zajęcia mam dopiero w połowie maja. 
A po południu poszłam z Mamą i babcią Jolą na spacerek. Zaliczyliśmy aż 2 place zabaw. Jeden przy szkole podstawowej (gdzie chodziła moja Mama), a drugi u nas na osiedlu. W sumie to poszłyśmy na ten drugi tylko dlatego, że na pierwszym nie było takiej huśtawki dla małych dzieci. 

Coś nowego, lepiej będę się mocno trzymać ;)

Trzymam się Mamo, możesz troszkę pohuśtać :)

:p

Jutro rano mam rehabilitację z p.Asią. Ostatnio widziałyśmy się jeszcze zanim poszłam do szpitala, więc troszkę się stęskniłam.

Dobranoc :**


P.S. Zdjęcia z zajęć w Sali Doświadczenia Świata nie są zbyt ładne, bo robione na szybko telefonem. Następnym razem weźmiemy aparat i będą lepsze ;p

piątek, 25 kwietnia 2014

Odpoczynek

Odpoczywamy. Święta były inne, potem też troszkę się działo. Więc teraz czas na odpoczynek. Tak jak zalecono mi w szpitalu, do końca tygodnia żadnych zajęć (typu rehabilitacja itd.). Mama wszystko odwołała. Wczoraj tylko byłam na kontrolnej wizycie u pediatry. Niestety nie było mojej pani dr K. tylko pan dr S. na zastępstwie. Jakoś nie lubię takich zastępstw, na szczęście to tylko jednorazowa wizyta. Pan Doktor zbadał mnie, poczytał co tam w wypisie ze szpitala napisali, porozmawiał z Mamą. Jeszcze muszę mieć dietę i dużo pić, a poza tym jest wszystko ok.
A dziś... rano byłam z Mamą na krótkim spacerku. Tylko godzinka, bo Mamie było trochę zimno (myślała, że będzie cieplej i źle się ubrała, Mama powinna nosić tyle ciuchów na każdą pogodę co ja).
A po południu na chwilkę przyjechała ciocia Sylwia i wujek Mateusz. :)) Supcio!
A potem Mama wsadziła mnie do wanny (w ubraniu). Troszkę się zdziwiłam... i wiecie co tam było zamiast wody... piłeczki-kuleczki. Kolorowe. I tak bardzo dużo (no może nie tak dużo jak na zajęciach w Sali Doświadczenia Świata), ale i tak było dużo. Te piłeczki-kuleczki to jeden z prezentów od Zajączka. Supcio! Wiecie jaka wspaniała zabawa :)

Skosztujmy... może czerwona...?

...a może lepsza niebieska?


A teraz uciekam już do łóżeczka, bo i ja i Mama chyba zasługujemy na porządny odpoczynek.

Dobrej nocki :**

czwartek, 24 kwietnia 2014

Wielkanoc w szpitalu

Jest tyle do pisania, że nie wiem od czego zacząć. Rozpisywać się za bardzo nie będę, bo troszkę by tego było. 

Po pierwsze:
Podobno były Święta. Podobno, bo ani ja, ani Mama tego nie odczułyśmy. Niektórzy pewnie już wiedzą (bo moja najukochańsza ciocia Sylwia napisała o tym na mojej facebook'owej stronce), że troszkę chorowałam. W sobotę trafiłam do szpitala, razem z Mamą oczywiście. Dopadł mnie jakiś straszny wirus. W sumie to nie wiadomo jaki. Ale był straszny i powodował straszną biegunkę (wcześniej wymioty). I właśnie żeby się nie odwodnić, musiałam zostać w szpitalu. Dostawałam kroplówki i robili mi dużo badań. Całe rączki mam pokłute. Na sali pierwszą noc byłam sama z Mamą, a w kolejną już miałyśmy towarzystwo. Poznałam moją rówieśniczkę (o tydzień starszą) Gosię i jej Mamę. Gosia też chorowała na to co ja. I tak sobie leżałyśmy razem.

Czas na zabawę
:(
Pozdrowienia z celi ;p

Mi na szczęście przeszło dość szybko i już w poniedziałek wieczorem (o 19:00) wyszłam ze szpitala. Wiecie jaka wtedy była radość. Chciałam pokazać wszystkim, jak bardzo się cieszę, że już wychodzę (pomimo, że polubiłam moją nową koleżankę Gosię). Stęskniłam się bardzo za domkiem. Babcia Jola i dziadek Włodek odebrali nas ze szpitala. A w domu... wiecie ile czekało na mnie prezentów od Zajączka. Wooow. Chyba byłam bardzo grzeczna. Dziękuję Zajączkowi (który zostawił te prezenty pod różnymi adresami) :**
Pomimo tego, że już jestem w domku, jeszcze nie wszystko jest po staremu. Do końca tygodnia musiałam odwołać wszystkie zajęcia. Nie mogę też wszystkiego jeść. Mam dietę. Zresztą w szpitalu jadłam tylko mleko i biszkopty albo suchy chlebek i teraz nie chcę jeść nic innego. Tak się wycwaniłam. Mama ma ze mną mały problem. Jutro też muszę iść do mojej p.dr K. (pediatra), do kontroli poszpitalnej.
Na spacerki mogę chodzić. Ale ogólnie muszę się jeszcze oszczędzać, bo jestem słaba.
Dostaję też probiotyk i moje stałe leki.

P.S. Mama mówi, że jestem mądrą dziewczynką. Wiecie co dziś zrobiłam? Siedziałam z Mamą i ciocią Sylwią w pokoju. Mama poszła do łazienki, więc poszłam za nią. Pod umywalką stoi mój niebieski nocnik. Wzięłam go sobie, a że Mama nie pozwala mi się nim bawić (bo to nie zabawka) posadziła mnie iiiii... sssiiiii. Mama się cieszyła, że sama pokazałam. W sumie to Mama myśli, że to przypadek, a przecież skoro ona nie rozumie mojego języka (mogłaby się w końcu nauczyć..., chociaż czasem chyba coś tam zakuma) to musiałam jej pokazać.

P.S. Dla tych co nie mają facebook'a: Przed moją chorobą chwaliłyśmy się artykułem Pani Ewy Rejman: "Dodatkowy chromosom trudu i RADOŚCI". Bo jest też troszkę o Sarusi. Poczytajcie.. ;)



:)
P.S. Internet źle "chodzi", zdjęcia się nie chcą ładować, dlatego będzie ich mniej. 

Buziaki Misiaki

środa, 16 kwietnia 2014

odwiedziny, rehabilitacja, grupowe zajęcia ogólnorozwojowe, iiii SALA DOŚWIADCZENIA ŚWIATA :)

Poniedziałek:
Wcześniejsze planowane spotkanie nie wypaliło, ale tym razem się udało i odwiedziła nas ciocia Gosia z Alusią i Jasiem. Nawet się nie wstydziłam, baa troszkę łobuzowałam (albo nawet bardziej niż troszkę). Mama i ciocia Gosia wypiły kawkę i pogadały, w większości to rozmowy o nas (o mnie i Alusi) i o rehabilitacjach, turnusach, logopedach, doktorach, innych terapiach, NFZ'cie, wczesnym wspomaganiu rozwoju, przedszkolu integracyjnym (dla Alusi) itd.
Po tym jak nasi goście poszli do Mamy zadzwoniła Pani z Zespołu Szkół Specjalnych i umówiła nas na środę na pierwsze zajęcia w Sali Doświadczenia Świata. Supcio! Tak długo na to czekaliśmy. Jeszcze tylko powinna zadzwonić kolejna Pani od gimnastyki korekcyjnej i już będzie wszystko supcio. To czekamy.

Wtorek:
Rano pojechałam z Mamą do Ośrodka na rehabilitację z p.Asią. Dalej uczę się wstawać i idzie mi coraz lepiej. Humorek miałam bardzo dobry, do czasu... kiedy znowu było to ciężkie ćwiczeniu na brzuszek.
Po rehabilitacji - żeby w taką brzydką pogodę nie wracać do domu skoro i tak trzeba przyjechać drugi raz (bo to trochę na drugim końcu miasta), pojechałam (ja w wózku) z Mamą do prababci Cilki i pradziadka Bronka. Tam zjadłyśmy obiadek i na 16:30 z powrotem do Ośrodka na grupowe zajęcia ogólnorozwojowe. Znowu nie było wszystkich. Byli: Natalka z Mamą i Tatą, Adaś z Mamą, Mateuszek z Mamą, Franio z Mamą, nowy chłopczyk Staś z Mamą i Tatą, no i oczywiście ja z Mamą. Dalej była wiosna i budziliśmy swoje uszy (instrumentami) i swoje oczy (kolorowymi światełkami). Była też stymulacja i kisiel do tego (ładnie pachniał, ale nie chciałam skosztować). Do "miski" z wodą i pianą, która bulgotała i masowała stópki nie chciałam wejść. A to wszystko dlatego, że przede mną było kilka dzieci w kolejce i niektóre protestowały i ja też nie chciałam. Weszłam za to stópkami do miski pełnej fasolek. Było jeszcze wiele innych ciekawych rzeczy. Na koniec przytulasek od Mamusi i do domku.

Środa:
Rano wolne. A na 14:00 już musiałam być w Zespole Szkół Specjalnych na Wczesnym Wspomaganiu Rozwoju, a dokładniej dziś miałam pierwsze zajęcia w Sali Doświadczenia Świata. Iiii było supcio! Powiem Wam, że taka sala to supcio sprawa. Ile tam było fajnych fajności. Było łóżko wodne i takie świecące makarony (kabelki), wielka tuba, a w niej świecące wodne bąbelki. Były takie domki z lusterkami i świecącymi, kolorowymi sznureczkami. Był basen z kulkami, dużyyy, taki duży, że i ja i p.Renata i nawet Mama się zmieściły i jakby było więcej dzieci to też by się zmieściły. A ile w tym basenie kolorowych piłeczek. Było też podświetlone akwarium (nie z prawdziwymi rybkami). I wiele, wiele innych rzeczy. Wow wow wow! Takiej wspaniałej sali jeszcze nie widziałam. Niestety takie zajęcia będę mieć tylko raz w miesiącu. Szkoda. Jest też dobra wiadomość, że dostaniemy po świętach jedne zaległe marcowe zajęcia. Supcio! Następnym razem Mama zapyta czy możemy porobić jakieś zdjęcia ;)

W drodze do ZSS :)


Uciekam spać, choć chyba nie zasnę po tylu wrażeniach.
Dobranoc :**

niedziela, 13 kwietnia 2014

niedziela + plany na kolejny tydzień


Niedziela:
Jestem już dużą dziewczynką, więc rano Mama uczesała mnie jak dużą dziewczynkę. Każdemu się podobało i każdy kto mnie zobaczył mówił, że nie wyglądam już jak taki dzidziuś tylko coraz bardziej jak mała-duża dziewczynka. Tak tak jeszcze "kilka" lat i będziemy z Mamą malować paznokcie razem ;)

Pierwszy koczek

Jak już ładnie mnie Mama poczesała to byłam gotowa do zabawy. Książeczki moje ulubione, i zwierzątka (pluszowe), kubeczki i afrykańska grzechotka. 

Wstaję...

...po moje książeczki ;)

afrykańska grzechotka ;)

Ten "bałagan" wokół wcale mi nie przeszkadza

hmmm... zameczek

Potem trochę zabawy i ćwiczeń w jednym, czyli piłeczka i tunel. A na koniec masażyk stópek (Mama zapomniała dziś o dłoniach).

Moja żółta piłeczka

No to idę...

...i już prawie cię mam.

A po południu pojechaliśmy do prababci Cilki i pradziadka Bronka. Jak co niedziele było tam dużo ludzi ;)

Sara i Natalka

kubeczki

Królik-Pasiak

Aaa po drodze wjechałyśmy do Empiku po "coś tam" (kiedyś Wam opowiem, na razie nie mogę), ale tego jeszcze nie było. A wcześniej zatrzymaliśmy się przy takim ślicznym straganie i Mama kupiła mi niespodziankę, Króliczka-Pasiaka (jak ktoś podgląduje Mamę na Instagramie to pewnie już widział). Też jest ręcznie robiony i prześliczny tak samo jak mój ulubiony Różowy Królik (o którym już kiedyś pisałam) ;) Mama gdyby mogła i gdyby miała wór pieniędzy to pewnie wykupiłaby połowę tych ręcznie robionych piękności jakie tam były. Mój mały Króliczek-Pasiak był jednym z najtańszych, ale też jest supcio ;)

Tydzień zapowiada się być średnio zajęty (bywają mniej i bardziej zajęte tygodnie):
- poniedziałek - brak planów
- wtorek - rehabilitacja + grupowe zajęcia ogólnorozwojowe
- środa - brak planów
- czwartek - logopeda
- piątek - rehabilitacja
- sobota - z koszyczkiem do kościółka
- niedziela - WIELKANOC :)

Buziaki-ogromniaki

P.S. Jeszcze dla tych co nie mają facebooka. To czym Mama chwaliła się dziś rano ...
"Zapomniałam napisać co było kilka dni temu przed wyjściem z domu i co powtarza się teraz za każdym razem. Jak zawsze kremowałam Sarusi buźkę i dłonie. Posmarowałam też przy okazji swoje dłonie i patrzę co Sara robi... Moja mała gwiazdeczka pociera rączkę o rączkę (tak jak to się robi przy rozsmarowywaniu kremu) zupełnie tak samo jak ja. Dziś Sara już wie (bez podpatrywania co ja robię) co trzeba zrobić kiedy kremujemy rączki ;)"

piątek, 11 kwietnia 2014

mąka i woda


Czwartek:
Odwołane zajęcia z psychologiem w Zespole Szkół Specjalnych. Szkoda, bo mam tego bardzo mało.
Czyli było wolne.

Piątek:
Rano troszkę niebo zachmurzone, troszkę zimno. Na 9:55 pojechałam z Mamą do Ośrodka na rehabilitację z p.Asią. Dalej ćwiczyłam wstawanie i chodzenie bokiem trzymając się ławeczki. Ćwiczyłam też mój brzuszek. Dwóch ciężkich ćwiczeń bardzo nie lubię i zawsze protestuję, że nie chcę, ale jakoś Mama i p.Asia mnie nie słuchają. 
Zaraz po rehabilitacji pojechałyśmy z Mamą odwiedzić ciocię Natalę i Oliwierka. Oliwier jest młodszy ode mnie o 2 tygodnie (może pamiętacie, bo już kiedyś o tym pisałam). Dawno się nie widzieliśmy. Troszkę się wstydziłam i cały czas siedziałam u Mamy na kolanach, albo stałam jej na tych kolanach mocno wtulona. Nie chciałam sama siedzieć na podłodze i bawić się z Oliwierem. No ale to przecież dlatego, że dawno się nie widzieliśmy. Potem Mama usiadła ze mną na podłodze (ja dalej na jej kolanach), Oliwier też chciał stać na kolanach mojej Mamy i w zasadzie to zmieściliśmy się oboje. Mama mówi, że jakby miała bliźniaki to też jakoś dałaby radę :D (a przecież Mama ma więcej niż bliźniaki, bo ma mnie i cały zespół). Ciocia Natala zrobiła nam dużo zdjęć, ale jeszcze ich nie mamy, wiec może potem jakieś dodamy :)
Jak Mama i ciocia Natala troszkę pogadały i wypiły kawkę, pojechaliśmy na krótki spacer, bo pogoda zrobiła się bardzo ładna. W zasadzie to Ciocia i Oliwier nas trochę odprowadzili, a potem pojechałyśmy z Mamą do domku.
Po południu odwiedziła nas ciocia Sylwia i wujek Mateusz :) Ich się nie wstydzę, więc mogłam pokazać swój charakterek ;p
Aaaa i jeszcze jedno. Dziś Mama pokazała mi coś nowego. Ostatnio Mama dała mi galaretkę, a tym razem coś innego.. troszkę podobne do kisielu, ale to nie kisiel. Wiecie, że wystarczy troszkę mąki ziemniaczanej i wody i już mogę stymulować co trzeba ;)

Mąka i woda, woda i mąka ;)

"Gotujemy" ;)


Dobrej nocki :**

środa, 9 kwietnia 2014

dziś i wczoraj (znowu z opóźnieniem ;p)


Eh eh eh.. znowu z małym opóźnieniem...
Zaczniemy od dziś czyli od środy, a potem się co nie co cofniemy.

Dziś czyli środa:
To kolejna nocka którą pięknie przespałam. Ostatnio było tak, że od jakiegoś czasu jak zasnęłam wieczorem to budziłam się około 2, 3 w nocy i zazwyczaj Mama brała mnie do dorosłego łóżka. Po jakimś czasie zasypiałam i spałam już tak do rana. Dziś w nocy (i wczoraj też) nie obudziłam się (albo tylko coś tam pojęczałam) i spałam dalej w swoim łóżeczku. Mama się cieszy ;) No i tak dobrze mi się spało, że Mama o 6:00 musiała mnie obudzić i dać Euthyrox (sama też wzięła). Potem (o dziwo!) spałam dalej aż do 6:30 i dostałam mleczko. Potem 10min dosypiałyśmy, a raczej rozbudzałyśmy, (a w zasadzie to tylko Mama) pozbierałyśmy się i już przed 8:30 byłyśmy w Poradni. Dziś byłam u pulmonologa. P.dr S. zbadała mnie. Przyszły też do Poradni moje wyniki z wymazu z gardełka. Nie wszystko wyszło idealnie. Jakieś małe niegroźne bakterie się tam znalazły. Mama pytała czy to od tego, że wszystko co mi wpadnie do rąk ląduje w buzi. A okazuje się, że to wcale nie od tego (czyli mogę dalej wszystko kosztować hihi). Te bakterie to od tych wszystkich wziewów i antybiotyków i inhalacji. No czyli coś pomaga na jedno, a szkodzi na drugie. Ale to podobno nie groźne bakterie, więc dostałam tylko lekarstwo na tydzień i powinno być ok. Kolejna wizyta w czerwcu.
Na 12:50 miałam rehabilitację w Ośrodku. Czekając na p.Asię spotkałyśmy z Mamą ciocię Gosię (mamę Alusi) i oczywiście Alusię ;)
Na rehabilitacji było dziś dość cieżko. Nie żeby ćwiczenia były ciężkie, bo tych najgorszych nie było. Po prostu ja byłam tak zmęczona, że kładłam się na ławeczce i nie chciałam współpracować. Bywa. Mama jak zawsze znalazła jakiś sposób, tym razem pokazała mi koszyczek z klamerkami. Nie takimi zwykłymi drewnianymi jak mamy w domu. To były klamerki wyjątkowe, kolorowe z kwiatuszkami na końcu. Wrzucałam je sobie do koszyczka, oczywiście najpierw musiałam pięknie wstać przy ławeczce żeby móc coś wrzucić do koszyczka. Przyszła też Pani Dyrektor na chwilkę i bardzo mnie chwaliła, jak pięknie ćwiczę i jaka już jestem duża dziewczynka. A nie takie 3 miesięczne bobo, które pierwszy raz przyszło do Ośrodka. No przecież to było już jakieś 13 miesięcy temu (albo więcej).
Po rehabilitacji kiedy ubierałyśmy się z Mamą na korytarzu, spotkałyśmy ciocię Magdę i Mateuszka (to ten troszkę starszy kolega, który chodzi ze mną na grupowe zajęcia ogólnorozwojowe). Biedny Mateuszek też był śpiący, a dopiero czekał na rehabilitację.

Teraz trochę o wczoraj...

Wczoraj czyli wtorek:
Rano, a raczej koło południa. Byłam z Mamą na spacerku. Spotkałyśmy się z ciocią Dosią i Natalką na Paprocanach. Niby miało być ładnie. I było. Ale wiało, bardzo wiało. Mama mówi, że prawie jak nad morzem. Ja tam nigdy nad morzem nie byłam, Mama była dawno (jakieś 14 lat temu) więc co ona tam wie. Może już tam wcale tak bardzo nie wieje. Chyba musimy to kiedyś sprawdzić. Znowu się huśtałyśmy na huśtawkach. Supcio! Lubię to bardzo! Natalka też i chyba nawet bardziej niż ja.

Trochę słoneczka (Paprocany)

Paprocany

Cześć. To ja Sara i mój zespół Downa.

Upsss... ;) i właśnie się ZAKOCHAŁAŚ/EŚ ;p

Sara i Natalka <3

Po południu znowu byłam na krótkim spacerku. Tym razem poszłam z babcią Jolą. Bez Mamy. Mama też bierze Euthyrox, czyli też chodzi do endokrynologa, czyli musiała właśnie teraz pójść do Pani Doktor.


To by było na tyle, bo jestem tak śpiąca, że muszę się zdrzemnąć ;)

Buziaki Misiaki

piątek, 4 kwietnia 2014

rehabilitacja + logopeda + dzień wolny


Środa:
Rano bardzo wcześnie bo na 8:15 już byłam z Mamą w Ośrodku na rehabilitacji. Tak szybciutko Wam powiem, że taka godzina to nie moja godzina. Byłam śpiąca i nie bardzo chciało mi się ćwiczyć. Na koniec troszkę płaczu, bo ćwiczenie trudne. Dobrze, że po ćwiczeniach od razu na miejscu jest Mamusia, która mnie zawsze przytuli. A powiem Wam, teraz 2 fajne rzeczy. Pierwsza to taka, że p.Asia od razu zauważyła moją nową fryzurkę. My kobiety to jednak zawsze takie coś zauważymy. A kolejna to taka, że p.Asia powiedziała, że uśmiecham się jak Mama i jestem do Mamy podobna i Mamie się ta fajnie zrobiło :)
W domu też Mama się ucieszyła, bo... kiedy jadłam kromeczkę z masełkiem (pokrojoną na małe kawałeczki) i żółtko, to pierwszy raz (!!!) całkiem sama włożyłam sobie taki kawałek do buzi. Do tej pory byłam leniuszek i jedyne co wkładałam do buzi sama (jeśli chodzi o jedzenie) to biszkopcik. Udało mi się kilka razy taką kromeczkę włożyć, czasami mi jeszcze wypadła, ale czasem się udało i szybko zamknęłam buźkę.

Kromeczka

Niby to taki banał, niby każdy potrafi, ale dla mnie to duży krok do przodu i Mama się bardzo ucieszyła.

Czwartek:
Na 12:30 miałam zajęcia z p.Justyną (logopeda). Dawno p.Justyny nie widziałam, więc na początku byłam troszkę nieśmiała, ale to podobno dobrze, bo znaczy, że rozwijam się prawidłowo (dzieci między 12 a 18 miesiącem właśnie tak się zaczynają wstydzić, czyli mieszczę się w normie "zdrowych dzieci"). Ogólnie wszystko (jeśli chodzi o emocje i takie społeczne zachowania) jest u mnie bardzo dobre. Praktycznie pod tym względem rozwijam się jak każde dziecko. Supcio! Potrafię się cieszyć i złościć. I odpowiednio na wszystko reaguję. Kolejna rzecz jaką potrafię to następstwa, czyli np. Mama bawi się ze mną w "a kuku" i raz pokazuje mi się z jednej strony, potem z drugiej i ja wiem, że za chwilkę pojawi się znowu z tej pierwszej (nie wiem czy zrozumieliście co chciałam powiedzieć) :D
Jeśli chodzi o mój jezyczek, to cały czas przyklejony jest do podniebienia i wcale, a wcale go nie wystawiam. Mega pozytywnie! Może tak już zostanie.. Zobaczymy...
Troszkę spięte mam jeszcze stópki. Trzeba więcej masować. I jestem z tych dzieci "śliczna, piękna i nie chcę się ubrudzić, więc tego nie dotknę" (ale to podobno wiele dzieci z zD tak ma). I nad tym trzeba popracować. A swoją drogą Mama ma podobnie :D
Ogólnie to więcej było pochwał niż uwag. P.Justyna jest ze mnie bardzo zadowolona.
Jedyne co jeszcze martwi Mamę to to, że nie chcę jeść obiadów. Mama już chyba próbowała wszystkiego. I jak ktoś ma jakieś pomysły na takiego niejadka jak ja to Mama chętnie wysłucha. A powiem Wam tylko tyle, że to też mam po Mamie, która sama woli jeść kanapki niż jakiś tam obiad.
Po zajęciach u logopedy miałyśmy jeszcze troszkę czasu, więc zatrzymałyśmy się na soczek, a potem zgarnęłyśmy babcię Jolę z przystanku.

:)


Piątek:
Dziś dzień wolny, więc byłam na spacerku na Paprocanach, a potem bawiłam się w domku.

Co by tu dziś poczytać...? ;)

Buziaki-ogromniaki


wtorek, 1 kwietnia 2014

Zaspałyśmy...


Zaspałyśmy... to się często nie zdarza (bo Mama jest raczej punktualna), ale zdarza się wtedy kiedy nie powinno. Miałyśmy o 8:00 wyjechać, a tu o godz. 7:44 musiałam Mamę obudzić, bo spała jak suseł. A potem... to już było jedno wielkie zamieszanie. Mama biegała po domu, ale udało się i o 8:18 już byliśmy w aucie. W Klinice w Ligocie najpierw Mama czekała pół godzinki do rejestracji, potem poszliśmy na 1 piętro. Najpierw do jednego gabinetu na EKG. Pani przykleiła mi takie kwiatuszki z kabelkami, a na nóżki i rączki założyła kolorowe specjalne klamerki, też z kabelkami. Mama mnie zagadywała, bo przecież ja na pleckach nie umiem uleżeć. Potem czekałam z Mamą pod kolejnym gabinetem, trzeba było iść do Pani Doktor i dowiedzieć się co wyszło w badaniu. Pani Doktor zbadała mnie i zrobiła USG, spojrzała na wyniki EKG i powiedziała, że z serduszkiem wszystko jest ładnie i że do kontroli mam przyjść gdzieś za 2 lata. No chyba, że coś się będzie działo to wcześniej.
Po wizycie u kardiologa, wróciliśmy do domku.
Na 16:30 pojechałam z Mamą do Ośrodka na grupowe zajęcia ogólnorozwojowe. Dziś znowu nie było wszystkich (zawsze ktoś jest chory, albo nie może przyjść). Dzisiaj byli: Ala z Babcią, nowa dziewczynka Maja z Mamą, Adaś z Mamą i Tatą, Franio z Mamą, Mateuszek z Mamą i oczywiście ja z Mamą.
Dziś niespodzianka. Ostatnio pożegnaliśmy zimę, to dziś witaliśmy wiosnę. I znowu były zielone zajęcia. Zielone jak wiosna. Był wiosenny wiaterek z piórkami i wiosenny deszczyk pod zielonym parasolem. Było też sadzenie fasolek. Każdy dostał fasolkę, była miska z ziemią (prawdziwą) i konewka z wodą. Braliśmy taką fasolkę do rączki, wrzucaliśmy do miski z ziemią i podlewaliśmy, żeby wyrosło. Było też mnóstwo innych rzeczy. Dziś zajęcia troszkę były "na NIE". Był bunt i troszkę płaczu (nie mówię tu o sobie, chociaż ja do końca też nie chciałam dziś współpracować ;p). Chyba coś wisiało w powietrzu. Kolejne zajęcia za 2 tygodnie.
Jutro rehabilitacja, załatwienie jednej sprawy i spacer (chyba z ciocią Dosią i Natalką).
Pojutrze w południe logopeda, a wcześniej na poranną kawkę z ciocią Gosią i Alusią.
W piątek chyba spotkanie z ciocią Natalą i Oliwierem.
Tak dawno się z nikim nie spotykaliśmy i jakoś tak wyszło, że wszystko złożyło się w jednym czasie. A że chcemy się z wszystkimi spotkać, to jakoś musieliśmy sobie wszystko poukładać ;) I udało się.

Buziaki Misiaki