czwartek, 24 kwietnia 2014

Wielkanoc w szpitalu

Jest tyle do pisania, że nie wiem od czego zacząć. Rozpisywać się za bardzo nie będę, bo troszkę by tego było. 

Po pierwsze:
Podobno były Święta. Podobno, bo ani ja, ani Mama tego nie odczułyśmy. Niektórzy pewnie już wiedzą (bo moja najukochańsza ciocia Sylwia napisała o tym na mojej facebook'owej stronce), że troszkę chorowałam. W sobotę trafiłam do szpitala, razem z Mamą oczywiście. Dopadł mnie jakiś straszny wirus. W sumie to nie wiadomo jaki. Ale był straszny i powodował straszną biegunkę (wcześniej wymioty). I właśnie żeby się nie odwodnić, musiałam zostać w szpitalu. Dostawałam kroplówki i robili mi dużo badań. Całe rączki mam pokłute. Na sali pierwszą noc byłam sama z Mamą, a w kolejną już miałyśmy towarzystwo. Poznałam moją rówieśniczkę (o tydzień starszą) Gosię i jej Mamę. Gosia też chorowała na to co ja. I tak sobie leżałyśmy razem.

Czas na zabawę
:(
Pozdrowienia z celi ;p

Mi na szczęście przeszło dość szybko i już w poniedziałek wieczorem (o 19:00) wyszłam ze szpitala. Wiecie jaka wtedy była radość. Chciałam pokazać wszystkim, jak bardzo się cieszę, że już wychodzę (pomimo, że polubiłam moją nową koleżankę Gosię). Stęskniłam się bardzo za domkiem. Babcia Jola i dziadek Włodek odebrali nas ze szpitala. A w domu... wiecie ile czekało na mnie prezentów od Zajączka. Wooow. Chyba byłam bardzo grzeczna. Dziękuję Zajączkowi (który zostawił te prezenty pod różnymi adresami) :**
Pomimo tego, że już jestem w domku, jeszcze nie wszystko jest po staremu. Do końca tygodnia musiałam odwołać wszystkie zajęcia. Nie mogę też wszystkiego jeść. Mam dietę. Zresztą w szpitalu jadłam tylko mleko i biszkopty albo suchy chlebek i teraz nie chcę jeść nic innego. Tak się wycwaniłam. Mama ma ze mną mały problem. Jutro też muszę iść do mojej p.dr K. (pediatra), do kontroli poszpitalnej.
Na spacerki mogę chodzić. Ale ogólnie muszę się jeszcze oszczędzać, bo jestem słaba.
Dostaję też probiotyk i moje stałe leki.

P.S. Mama mówi, że jestem mądrą dziewczynką. Wiecie co dziś zrobiłam? Siedziałam z Mamą i ciocią Sylwią w pokoju. Mama poszła do łazienki, więc poszłam za nią. Pod umywalką stoi mój niebieski nocnik. Wzięłam go sobie, a że Mama nie pozwala mi się nim bawić (bo to nie zabawka) posadziła mnie iiiii... sssiiiii. Mama się cieszyła, że sama pokazałam. W sumie to Mama myśli, że to przypadek, a przecież skoro ona nie rozumie mojego języka (mogłaby się w końcu nauczyć..., chociaż czasem chyba coś tam zakuma) to musiałam jej pokazać.

P.S. Dla tych co nie mają facebook'a: Przed moją chorobą chwaliłyśmy się artykułem Pani Ewy Rejman: "Dodatkowy chromosom trudu i RADOŚCI". Bo jest też troszkę o Sarusi. Poczytajcie.. ;)



:)
P.S. Internet źle "chodzi", zdjęcia się nie chcą ładować, dlatego będzie ich mniej. 

Buziaki Misiaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz