Jest tyle do pisania, że nie wiem od czego zacząć.
Rozpisywać się za bardzo nie będę, bo troszkę by tego było.
Po pierwsze:
Podobno były Święta. Podobno, bo ani ja, ani Mama tego nie
odczułyśmy. Niektórzy pewnie już wiedzą (bo moja najukochańsza ciocia Sylwia
napisała o tym na mojej facebook'owej stronce), że troszkę chorowałam. W sobotę
trafiłam do szpitala, razem z Mamą oczywiście. Dopadł mnie jakiś straszny
wirus. W sumie to nie wiadomo jaki. Ale był straszny i powodował straszną
biegunkę (wcześniej wymioty). I właśnie żeby się nie odwodnić, musiałam zostać
w szpitalu. Dostawałam kroplówki i robili mi dużo badań. Całe rączki mam
pokłute. Na sali pierwszą noc byłam sama z Mamą, a w kolejną już miałyśmy
towarzystwo. Poznałam moją rówieśniczkę (o tydzień starszą) Gosię i jej Mamę.
Gosia też chorowała na to co ja. I tak sobie leżałyśmy razem.
Czas na zabawę |
:( |
Pozdrowienia z celi ;p |
Mi na szczęście
przeszło dość szybko i już w poniedziałek wieczorem (o 19:00) wyszłam ze
szpitala. Wiecie jaka wtedy była radość. Chciałam pokazać wszystkim, jak bardzo
się cieszę, że już wychodzę (pomimo, że polubiłam moją nową koleżankę Gosię).
Stęskniłam się bardzo za domkiem. Babcia Jola i dziadek Włodek odebrali nas ze
szpitala. A w domu... wiecie ile czekało na mnie prezentów od Zajączka. Wooow.
Chyba byłam bardzo grzeczna. Dziękuję Zajączkowi (który zostawił te prezenty
pod różnymi adresami) :**
Pomimo tego, że już jestem w domku, jeszcze nie wszystko
jest po staremu. Do końca tygodnia musiałam odwołać wszystkie zajęcia. Nie mogę
też wszystkiego jeść. Mam dietę. Zresztą w szpitalu jadłam tylko mleko i
biszkopty albo suchy chlebek i teraz nie chcę jeść nic innego. Tak się
wycwaniłam. Mama ma ze mną mały problem. Jutro też muszę iść do mojej p.dr K.
(pediatra), do kontroli poszpitalnej.
Na spacerki mogę chodzić. Ale ogólnie muszę się jeszcze
oszczędzać, bo jestem słaba.
Dostaję też probiotyk i moje stałe leki.
P.S. Mama mówi, że jestem mądrą dziewczynką. Wiecie co dziś
zrobiłam? Siedziałam z Mamą i ciocią Sylwią w pokoju. Mama poszła do łazienki,
więc poszłam za nią. Pod umywalką stoi mój niebieski nocnik. Wzięłam go sobie,
a że Mama nie pozwala mi się nim bawić (bo to nie zabawka) posadziła mnie
iiiii... sssiiiii. Mama się cieszyła, że sama pokazałam. W sumie to Mama myśli,
że to przypadek, a przecież skoro ona nie rozumie mojego języka (mogłaby się w
końcu nauczyć..., chociaż czasem chyba coś tam zakuma) to musiałam jej pokazać.
P.S. Dla tych co nie mają facebook'a: Przed moją chorobą chwaliłyśmy się
artykułem Pani Ewy Rejman: "Dodatkowy chromosom trudu i RADOŚCI". Bo jest też troszkę o Sarusi. Poczytajcie.. ;)
:) |
P.S. Internet źle "chodzi", zdjęcia się nie chcą ładować, dlatego będzie ich mniej.
Buziaki Misiaki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz