Odnośnie
mojego żywienia, posiłków itd. można by mówić dużo, albo raczej nic. O tym, że
jestem niejadkiem, było już wiele razy. O tym, że mam nadwrażliwość dotykową,
która po części też przeszkadza w jedzeniu niektórych pokarmów, też już było.
Dziś
troszkę o tym co się zmieniło. Może nie zmieniło się dużo... albo nie..
zmieniło się dużo. U mnie każda jedna rzecz to jest przecież dużo.
Arbuzowe gwiazdeczki i nektarynkowe księżyce |
Skosztuję gwiazdkę... |
Eeee... |
Od marca
chodzę do przedszkola. Mama mówi, że z tym jedzeniem, to faktycznie mały postęp
jest. Wiadomo lepiej się je jak widać, że inne dzieci też jedzą. Mama się
czasem dziwi, jak słyszy co zjadałam. Czasem się zastanawia, że może tak
fatalnie gotuje, skoro w przedszkolu coś podziubię, a w domu nie chcę.
Zmiany:
-
Zaczęłam jeść inne mięsko (lub w innej postaci) niż tylko kurczak. Ostatnio
polubiłam pulpety. W prawdzie Mama robi z indyka (czyli podobne jak kurczak),
ale w smaku nie są podobne, więc jest sukces.
- Coraz
częściej zdarza się, że włożę do buzi jakieś nowe jedzonko np. owoc, ale szybko
wypluwam.
-
Polubiłam lody śmietankowe/waniliowe (już nie sam wafelek), baaa upominam się,
jak po drodze na spacerze widzę budkę z lodami.
-
Polubiłam niezdrowe np. paluszki i frytki (ehh Mama ubolewa, ale na co dzień u
nas tego nie ma, tylko "od święta" i jest wydzielane). Mama się dziwi
jak to jest, że nie znając niektórych rzeczy zdrowych i niezdrowych, chcę
skosztować tylko te niezdrowe.
- Więcej
w punkcie: "sukces ostatnich dni" (poniżej),
Truskawkowo-bananowe drzewka |
Zjadłam 2 pnie tych drzewek ;) |
Bez
zmian:
- Dalej
czasem cisnę do buzi ile się da np. bułkę. A potem nie umiem pogryźć i się
krztuszę.
- Dalej
nie chcę nic drobnego np. kaszy jaglanej (uparła się Mama na tę kaszę), ryżu
itd. Chociaż podobno zjadłam troszkę ryżu w przedszkolu.
- Dalej
boję się próbować nowych rzeczy. Choć zdarzają się wyjątki, że włożę coś do
buzi i wypluję (to i tak już wielki sukces).
- Dalej
jedynymi warzywami jakie toleruję (toleruję nie znaczy lubię) to buraczki i
marchewka gotowana. Ziemniaków nie wliczam, bo jem normalnie od zawsze.
- Dalej
jem swój ulubiony serek waniliowy. Taki wiecie ewentualnie zaakceptowany przez
ciocię Sylwię (sprawdzony skład itd.). Ciocia Sylwia nie pozwala mi jeść syfu
(Mama też, ale ciocia się na tym zna i podpowiada Mamie).
- Dalej
piję w zasadzie tylko wodę (bo lubię!), lub czasem jakiś kompot, ewentualnie
soczek (ale też musi być zaakceptowany) ;) Dalej nie chcę pić soków domowych.
- Dalej
na chlebku lubię tylko masło, ewentualnie troszeczkę serka puszystego
śmietankowego. I do tego np. jajo (tzn. tylko żółtko). Wszystkie szyneczki,
sereczki, pomidorki są bleee.
Cofnięcie:
- Nie
jem praktycznie żadnych owoców. Nie chcę nawet dzidziusiowego potartego jabłka.
Sukces
ostatnich dni:
-
włożyłam do buzi i wyplułam: borówki, truskawki i arbuz,
-
wypiłam pół kubka kompotu z rabarbaru (kwaśny),
- zjadłam pół banana,
-
skosztowałam nowe (dla mnie) ciasto z truskawkami, zjadłam cały kawałek (bez
truskawek),
- uwaga
hit! zjadłam 6 albo 7 kawałków nektarynki! kolejne już wypluwałam,
Domowe lody (banan, kiwi, kefir) |
Skosztowałam, ale zjadła Mama. |
Aleee się długi wpis stworzył.
Wnioski:
Ciocia
Sylwia czytasz? Jesteś dumna? :* Musi być krok pierwszy, żeby był następny. Trzymajcie
kciuki, bo na początek idą owoce. Będzie owocowo, letnio i smacznie :)
Buziaki Misiaki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz