wtorek, 7 czerwca 2016

Jedzonko - zmiany

Odnośnie mojego żywienia, posiłków itd. można by mówić dużo, albo raczej nic. O tym, że jestem niejadkiem, było już wiele razy. O tym, że mam nadwrażliwość dotykową, która po części też przeszkadza w jedzeniu niektórych pokarmów, też już było.
Dziś troszkę o tym co się zmieniło. Może nie zmieniło się dużo... albo nie.. zmieniło się dużo. U mnie każda jedna rzecz to jest przecież dużo.

Arbuzowe gwiazdeczki i nektarynkowe księżyce

Skosztuję gwiazdkę...

Eeee...


Od marca chodzę do przedszkola. Mama mówi, że z tym jedzeniem, to faktycznie mały postęp jest. Wiadomo lepiej się je jak widać, że inne dzieci też jedzą. Mama się czasem dziwi, jak słyszy co zjadałam. Czasem się zastanawia, że może tak fatalnie gotuje, skoro w przedszkolu coś podziubię, a w domu nie chcę.

Zmiany:
- Zaczęłam jeść inne mięsko (lub w innej postaci) niż tylko kurczak. Ostatnio polubiłam pulpety. W prawdzie Mama robi z indyka (czyli podobne jak kurczak), ale w smaku nie są podobne, więc jest sukces.
- Coraz częściej zdarza się, że włożę do buzi jakieś nowe jedzonko np. owoc, ale szybko wypluwam.
- Polubiłam lody śmietankowe/waniliowe (już nie sam wafelek), baaa upominam się, jak po drodze na spacerze widzę budkę z lodami.
- Polubiłam niezdrowe np. paluszki i frytki (ehh Mama ubolewa, ale na co dzień u nas tego nie ma, tylko "od święta" i jest wydzielane). Mama się dziwi jak to jest, że nie znając niektórych rzeczy zdrowych i niezdrowych, chcę skosztować tylko te niezdrowe.
- Więcej w punkcie: "sukces ostatnich dni" (poniżej),

Truskawkowo-bananowe drzewka

Zjadłam 2 pnie tych drzewek ;)


Bez zmian:
- Dalej czasem cisnę do buzi ile się da np. bułkę. A potem nie umiem pogryźć i się krztuszę.
- Dalej nie chcę nic drobnego np. kaszy jaglanej (uparła się Mama na tę kaszę), ryżu itd. Chociaż podobno zjadłam troszkę ryżu w przedszkolu.
- Dalej boję się próbować nowych rzeczy. Choć zdarzają się wyjątki, że włożę coś do buzi i wypluję (to i tak już wielki sukces).
- Dalej jedynymi warzywami jakie toleruję (toleruję nie znaczy lubię) to buraczki i marchewka gotowana. Ziemniaków nie wliczam, bo jem normalnie od zawsze.
- Dalej jem swój ulubiony serek waniliowy. Taki wiecie ewentualnie zaakceptowany przez ciocię Sylwię (sprawdzony skład itd.). Ciocia Sylwia nie pozwala mi jeść syfu (Mama też, ale ciocia się na tym zna i podpowiada Mamie).
- Dalej piję w zasadzie tylko wodę (bo lubię!), lub czasem jakiś kompot, ewentualnie soczek (ale też musi być zaakceptowany) ;) Dalej nie chcę pić soków domowych.
- Dalej na chlebku lubię tylko masło, ewentualnie troszeczkę serka puszystego śmietankowego. I do tego np. jajo (tzn. tylko żółtko). Wszystkie szyneczki, sereczki, pomidorki są bleee.

Cofnięcie:
- Nie jem praktycznie żadnych owoców. Nie chcę nawet dzidziusiowego potartego jabłka.


Sukces ostatnich dni:
- włożyłam do buzi i wyplułam: borówki, truskawki i arbuz,
- wypiłam pół kubka kompotu z rabarbaru (kwaśny),
- zjadłam pół banana,
- skosztowałam nowe (dla mnie) ciasto z truskawkami, zjadłam cały kawałek (bez truskawek),
- uwaga hit! zjadłam 6 albo 7 kawałków nektarynki! kolejne już wypluwałam,

Domowe lody (banan, kiwi, kefir)

Skosztowałam, ale zjadła Mama.

Aleee się długi wpis stworzył.

Wnioski:
Wiele się nie zmieniło. Więcej jest w punkcie "bez zmian" niż w punkcie "zmiany". Ale dla nas każda nowa rzecz to sukces. A Mama ma postanowienie zmian, bardziej świadomych. Szczególnie jeśli chodzi o moje żywienie.
Ciocia Sylwia czytasz? Jesteś dumna? :* Musi być krok pierwszy, żeby był następny. Trzymajcie kciuki, bo na początek idą owoce. Będzie owocowo, letnio i smacznie :)

Buziaki Misiaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz