Łohoho... jupi jupi... dziś byłam na pierwszym od dłuższego
czasu spacerku :) Radość i jeszcze więcej radości!
Jest spacer... |
...jest radość! |
A teraz powiem Wam jak to wszystko było i jak jest z moim
zdrówkiem. Wczoraj na 16:40 pojechałam z Mamą i dziadkiem Włodkiem do
Pana doktora M.
Jak przyjechaliśmy w Przychodni nie było nikogo (tzn. żadnych pacjentów),
więc od razu z Mamusią weszłam do gabinetu. Pan Doktor chciał mnie zbadać, a ja
jak za każdym razem (czyli już 4 raz) ledwo co Pan Doktor zbliżył się ze
stetoskopem zaczęłam płakać. Nie żeby bolało... nie żebym nie lubiła Pana
Doktora (bo przecież jest całkiem fajny)... Po prostu to taki mój mały bunt. Po
zbadaniu okazuje się, że jest lepiej, ale jeszcze nie do końca supcio zdrowo.
Na spacer jak jest ładna pogoda mogę iść, ale na rehabilitację czy zajęcia
grupowe jeszcze nie. Lekarstwa dalej biorę i mam się pokazać znowu we wtorek do
kontroli. Mam teraz obniżoną odporność. Czyli poniedziałkowa rehabilitacja i wtorkowe zajęcia grupowe
ogólnorozwojowe odwołujemy (o nieee, to już drugie grupowe odwołane, a są
przecież tylko co 2 tygodnie). Na moje nieszczęście jak już wyszłyśmy z
gabinetu (a innych pacjentów dalej nie było) Pan Doktor wyszedł za nami i
powiedział Mamie, że fajnie jakbym jeszcze poszła na badanie krwi i przyniosła na
wtorek wyniki. Nie dość, że mam odwołane moje zajęcia, to zamiast tego muszę
iść w poniedziałek na pobieranie krwi (przy okazji zrobimy badania dla
endokrynologa). Ogólnie wiadomo, że to wszystko dla mojego zdrowia.
Uciekam spać.
Buziaki-ogromniaki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz