Ostatnia rehabilitacja z p.Kasią i ostatnia na jakiś czas.
Niestety Ośrodek też ma wolne i będą dzwonić do nas dopiero w połowie lub pod
koniec sierpnia. A szkoda. Bo ja bardzo lubię (choć czasem troszkę marudzę) tam
chodzić. Innych rehabilitacji, logopedy itd. niestety narazie nie mam. Po
wakacjach (bo w wakacje wszyscy "wakacjują") Mama chce coś więcej
załatwić w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej (wczesne wspomaganie rozwoju).
A powiem Wam jeszcze czemu w wakacje jest tak mało wszystkiego. Po pierwsze
każdy musi troszkę odpocząć, a po drugie wakacje to czas turnusów
rehabilitacyjnych (takich wyjazdowych). My w tym roku niestety nie jedziemy, bo
to bardzo drogie. Bardzo bym chciała jechać za rok, ale to nie zależy tylko ode
mnie. Jak już będę mieć założone subkonto, to poproszę Was o 1% podatku i może
choć troszkę pomożecie mi w wyjeździe na taki turnus. A jak nie za rok to za
dwa.
A jeśli chodzi jeszcze o wakacje to doktorów też narazie nie
mam. Jednym słowem - wolne. W połowie sierpnia znowu się zacznie.
Żebym tak wszystkiego nie zapomniała, Mama musi ćwiczyć ze
mną w domku. Bo powiem Wam w tajemnicy, że bardzo chciałabym już siedzieć.
P.Kasia na ostatniej rehabilitacji robiła ze mną ćwiczenia
przygotowujące do siadu i do czworakowania. Wow wow.. Mama ma takie marzenie,
że jak pójdziemy na następną rehabilitację to ja już będę siedzieć. Zobaczymy
;)
A tak z innej beczki moja kuzynka Eya (młodsza ode mnie) już
siedzi (widziałam na zdjęciu).
Sobota:
Rano pojechaliśmy do prababci Cilki i pradziadka Bronka na
kawkę. Przyjechała też rodzinka z Wielkopolski (Brat Pradziadka z rodziną). Ja
widziałam ich po raz pierwszy, bo mam
dopiero 7 miesięcy, a oni za często na Śląsk nie przyjeżdżają. W każdym razie
było bardzo fajnie. Dostałam nawet prezent -w ielkiego pluszowego Pieska.
Jeszcze nie ma imienia, bo ciocia Sylwia musi wymyślić.
Wracając do domu (późno dość jak dla mnie), było nadal tak
cieplutko, Mama opuściła budkę w wózku (już naprawiony) i podziwiałam tyle
pięknych rzeczy.. niebo, gwiazdki, ptaszki, świecące latarnie, drzewa...
widziałam wszystko. Pięknie jest! (Zatrzymaj się na chwilę i zobacz to też!)
A wiecie co stało się wieczorem? Sama samiuteńka (po raz
pierwszy) bez wózka, bez noszenia, bez usypiania... zasnęłam! Mama się bardzo,
bardzo ucieszyła.
P.S. Wczoraj też urodzinki miał mój chrzestny wujek Mateusz.
Musimy ich kiedyś odwiedzić (nie mieszkają w Tychach więc troszkę mamy daleko).
P.S. Jak znosicie takie upały. Ja z moimi półafrykańskimi
korzeniami jakoś daję radę. Nawet nie jestem już taka blada (a wcale na
słoneczku nie siedzę).
P.S. Wczoraj też pierwszy raz jadłam winogronko w moim
gryzaku z siateczką ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz