Połowa
grudnia. Od dziecka jak tylko skończy się wrzesień, czekam już na grudzień.
Grudzień jest wyjątkowy, zawsze był. Cofnijmy się troszkę w czasie. Lata 90.
Jako dziecko, jak tylko zaczął się grudzień i Adwent, razem z siostrą
wstawałyśmy wcześnie rano i chodziłyśmy codziennie na Roraty. Potem te
wszystkie przygotowania świąteczne. Światełka na wystawach sklepowych,
pieczenie naszych świątecznych rogalików, mandarynki, orzechy i inne łakocie,
karp pływający w wannie, ta sztuczna chuda choinka, kolędy. I ta rodzinna
Wigilia...
Od 3 lat grudzień jest jeszcze bardziej wyjątkowy. 3 lata temu, dostałam najwspanialszy prezent jaki mogłam sobie wymarzyć (w prawdzie z małym gratisem, ale i tak najwspanialszy). Przed Świętami przyszła na świat Sarusia. Pierwsza nasza Wigilia była niestety pełna stresu, Sara walczyła o życie w szpitalu.
Druga Wigilia Sary - 2013 |
Trzecia Wigilia Sary - 2014 |
A
teraz... Znowu mamy grudzień. Czuję się prawie tak jak w dzieciństwie. To ta
sama radość, choć troszkę z innego punktu widzenia.
To będą
czwarte Święta Sarusi (trzecie w domu). Sara jest już coraz starsza i coraz
więcej rozumie. Chcę pokazać Jej te nasze piękne, rodzinne święta Bożego
Narodzenia. Chcę żeby cieszyła się tak samo jak ja kiedy byłam dzieckiem.
Z jednej
strony chcę, żeby widziała i cieszyła się tymi przygotowaniami i tymi
wszystkimi "rzeczami" związanymi ze Świętami. A z drugiej strony
chcę, żeby doceniła to co najważniejsze, Boże Narodzenie.
I to, że chociaż przez chwilę
czas się nie liczy, że jesteśmy wszyscy razem. Cała Rodzina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz