sobota, 16 stycznia 2016

Mój drugi turnus rehabilitacyjny.

Wróciłam. Wszyscy pewnie wiecie, bo pewnie czytacie, a jak nie wiecie to Wam powiem.
2 tygodnie byłam na turnusie rehabilitacyjnym w "Michałkowie" w Bystrej (k.Bielska-Białej). Był to już/dopiero mój drugi turnus i oczywiście drugi tam i kolejne też tam będą, bo jesteśmy bardzo zadowolone. Było supcio!

Taki piękny dyplom dostałam na koniec turnusu. Dziękujemy :*

Turnus bardzo intensywny, szczególnie po świątecznym małym obijaniu. Wyobraźcie sobie, że o godz.19 to ja już zawsze smacznie spałam, a Mama zasypiała troszkę po mnie. Taka byłam zmęczona, a rano przecież trzeba było wstawać, żeby zjeść śniadanko przed zajęciami.

Choinka :)

Do pieska chcę ;)


A Mama wybrała dla mnie różne terapie:

1) Rehabilitację ruchową miałam z ciocią Kasią. Ciocia co drugi dzień (bo tak miałam zajęcia) mnie wymęczyła. Były też pochwałki, bo pięknie ćwiczyłam, no może przez pierwsze pół godziny, bo potem chciałam ubierać sama skarpetki i paputki i robiłam "papa". Oczywiście zostałam zawsze zawrócona, bo to przecież nie był koniec ćwiczeń. Chodzę coraz lepiej i ruchowo się bardzo ładnie rozwijam, chociaż dalej te nóżki troszkę wykrzywiam i cały czas muszę ciężko pracować.

Dyplom na koniec turnusu. // Z ciocią Kasią. Niestety innych zdjęć nie ma, bo na rehabilitację chodziłam sama.


2) Terapię logopedyczną miałam raz z ciocią Anią, a raz z wujkiem Piotrem. Wujek spojrzał do swoich notatek, poczytał to co potrafiłam w marcu (jak byłam na pierwszym turnusie) i bardzo mnie chwalił. Podobno zrobiłam gigantyczny postęp. Wielu rzeczy których nie potrafiłam, teraz już potrafię. Wiecie, że u mnie z mową jest ciężko, ale Mama widzi postępy jakie zrobiłam po turnusie (po codziennych zajęciach). Nie, nie nauczyłam się tam mówić, ale hmm.. podobno się "rozgadałam". Tak mówi Mama.
Mój słownik:
am - jeść
mmm, mmmuuu - krowa
mnam (mniam) - pyszne
bbbum (brum) - odgłos samochodu

Pięknie już potrafię dmuchać.

Lalala... gitara najlepsza :)

Piosenki z pokazywaniem. Razem z ciocią Anią.

Z wujkiem Piotrem robimy śmieszne minki (jak chłopczyk na obrazku).

Mała przerwa :)


3) Dogoterapię miałam z ciocią Gosią i kochaną Tusi. Zdecydowanie najfajniejsza moja terapia. Wiecie, że karmiłam Tusi z rączki, albo wkładałam jej jedzonko do miseczek i karmiłam łyżką (tak ćwiczyłam przy okazji swoją rączkę). Chyba już tęsknię za tą psinką. Mama zastanawia się nad jakąś dogoterapią tu na miejscu.

Tusi mogę Cię pogłaskać?

To dam Ci troszkę jedzonka..

Smakowało?


4) Terapia ręki była z ciocią Asią i raz z ciocią Gosią. Pomimo, że zajęcia powinny być takie rozluźniające to na początku podchodziłam do tych zajęć z rezerwą. A to dlatego, że nie wszystko czym mogłam się ciaprać mi się podobało. Nadwrażliwość dotykowa. Nie koniecznie lubię dotykać różnych rzeczy i niekoniecznie lubię się brudzić. Tzn. lubię, ale zależy czym. Tego Mama nie umie zrozumieć, bo niektóre rzeczy mają podobną konsystencję, a jedne lubię bardzo, a inne nie. W domu podobno będziemy się brudzić tym co niekoniecznie lubię. No i muszę popracować nad trzymaniem kredki lub pędzla.
Jeszcze troszkę się wytłumaczę, bo z zajęć na zajęcia było coraz lepiej i niektóre rzeczy bardzo mi się podobały.

Brudzimy się z ciocią Asią.

Te papierki wcale mi się nie podobały.

Malujemy pianką do golenia.

Hmm no nie wiem czy chcę tam włożyć rączki.

Moje dzieło.


5) Integracja sensoryczna z ciocią Basią. Tu podobnie jak na terapii ręki pracowałam m.in. nad tą nadwrażliwością dotykową. Z pudła sensorycznego, nie wszystko chciałam wyciągać, bo niektóre rzeczy były np. obślizgłe.
Mama pytała też o to moje niejedzenie niektórych konsystencji np. kaszy jaglanej itp., ugotowałyśmy taką kaszę i na zajęciach próbowałam się nią bawić, ale wyczuwałam najmniejsze pojedyncze ziarenko, które przykleiło mi się np. do rączki. Jeśli brzydzi mnie takie ziarenko na rączce, to z pewnością nie skosztowałabym takiej kaszy. Musimy nad tym pracować. Będzie mi Mama szykować takie różności "do zabawy".
Oprócz tego były też oczywiście różne huśtawki, kuleczki itp.

Husiu husiu :)

Ugotowana kasza jaglana. Blee.. pogryzła mnie w rączki.

Kolorowe piłeczki.

Idę po jeżykach.

Aaa kuku. Gdzie jest ciocia Basia?


6) Ostatnia terapia jaką mi Mama wybrała to terapia pedagogiczna, z ciocią Dorotą. Te zajęcia też mi się podobały, bo były troszkę luźniejsze i prowadzone bardziej przez zabawę.

Terapie terapiami, ale bardzo ważni byli tu Ludzie, których poznałyśmy. Terapeuci, Dzieciaczki i ich Rodzice.
Terapeuci bardzo oddani, z pasją i podejściem do dzieci.
Dzielne i kochane Dzieciaczki. Na moim turnusie byli sami chłopcy i tylko 2 dziewczynki - Ola i ja. Z Olą zawsze ze stołówki chodziłyśmy za rączkę. I często się razem bawiłyśmy. Buziaki dla Ciebie Koleżanko :)
No i Rodzice. Mama mówi, że na takich turnusach poznaje się wspaniałych ludzi i że czasem można porozmawiać o takich sprawach, o których nie rozmawia się z wszystkimi.

Z Olcią moją <3

Na saneczkach :)

Troszkę śniegu

Mamooo znalazłam kamyczek..

Złap mnie Mamo!

Tak się stroję (czapa Mamy).

Mama nie zdążyła rozebrać, a ja już się bawię.

Drugie śniadanie. Buła na podłodze.

Ja się schowam, a Ty mnie znajdź.

Mmmm...

Wszystkim wystarczy.

Kolorujemy Mikołaja.
Na korytarzu spotkałam kicię. Może następnym razem oprócz pieska,
weźmiemy też terapię z kotkiem.



Mamusia mówi też, że po takim intensywnym turnusie widać postępy. Dla niektórych są to malutkie sprawy, ale dla nas wielkie. Bardzo Wszystkim dziękujemy :***


P.S. Wam Kochani też bardzo z Mamą dziękuję, bo to dzięki Wam i zeszłorocznemu 1% mogłam pojechać na ten turnus :) Buziaki dla Wszystkich Dobrych Serduszek :*

P.S.2. Tak się złożyło, że za 3 miesiące (w połowie kwietnia) znowu jedziemy na turnus ;) Mama zapisała mnie też na przyszły rok.
Przy okazji, bardzo proszę, jeśli nie macie komu oddać swojego 1%, możecie zrobić mi prezencik. Bardzo bardzo chciałabym móc znowu pojechać na turnus :**


Buziaki-ogromniaki

2 komentarze: