sobota, 3 stycznia 2015

Koniec wolnego, wracamy do ciężkiej pracy :)

No i mamy nowy rok, nowe plany, nowe postanowienia. Mama mówi, że to koniec wolnego, że trzeba się pozbierać, bo wracają wszystkie zajęcia. A ja przecież zajęć nie miałam cały miesiąc (najpierw długa choroba, potem świąteczno-noworoczna przerwa) co nie jest dla mnie dobre.
Dziś (wyjątkowo) miałam terapię logopedyczną z p.ciocią Anią (te prywatne). I Mama mówi, że było ciężko. Nie chciałam zostać sama na zajęciach po takiej długiej przerwie (Mama została ze mną). Nie bardzo chciałam też współpracować i wszystko mnie rozpraszało (tyle ciekawych rzeczy tam było).
A na zajęciach dalej wałkuję samogłoskę "A". Do tego dziś doszło "U". I te 2 samogłoski będę tak wałkować dopóki się nie nauczę, a potem dojdą kolejne 2 samogłoski itd. Wszędzie tylko "A" i "U". Było też opowiadanie o przygodach Języczka-Podróżniczka, o bocianie co robił kle-kle i o żabkach co robią kum-kum. Na koniec jak zawsze masażyki. Kolejne zajęcia w czwartek.
Jutro wolne, bo niedziela. Pojutrze też wolne (bo to jest jeszcze długi weekend) Mama mówi, że może warto kogoś na kawkę zaprosić, skoro mamy takie zaległości towarzyskie. Po pojutrze jest święto czyli znowu wolne. A od środy już zaczynamy całkowicie nasze zajęcia. A jest tego sporo jak na początek:
- środa - rehabilitacja
- czwartek - logopeda (prywatnie)
- piątek - psycholog
- sobota - chyba basen - nowy cykl (ale musimy się dowiedzieć)
- niedziela - wolne
- poniedziałek - rehabilitacja
- wtorek - ja mam wolne (Mama ważne sprawy)
- środa - pedagog + logopeda (w Ośrodku)
- czwartek - rehabilitacja + chyba logopeda (prywatnie)
- piątek - wolne
- sobota - chyba basen ;)
- niedziela - wolne
Do tego musimy zapisać się jeszcze do Przychodni na bilans dwulatka. I czekamy na telefon z Przedszkola Integracyjnego, bo od nowego roku tam będę chodzić (zamiast do Szkoły) na Wczesne Wspomaganie Rozwoju. Taka mała zmiana ;)

Przez to całe zamieszanie świątego-noworoczne zapomniałam się czymś pochwalić. A było tak... W Święta Mama rozmawiała z ciocią Dosią o samodzielnym jedzeniu. Ja do tej pory jadłam sama tylko coś co się dało nabić na widelczyk (Mama nabijała mi na widelczyk dawała do ręki i wkładałam do buźki sama). A po rozmowie z Ciocią, Mama stwierdziła, że chyba pora na większą samodzielność. I uwaga (chwalę się) dostałam jogurcik, dostałam łyżeczkę iiii jadłam sama. I nawet sama sobie potrafiłam nałożyć na łyżeczkę (pod koniec tylko, jak już trzeba było wydrapywać to Mama mi pomogła). Jadłam lewą ręką (bo ja jak narazie wszystko robię i prawą i lewą ręką tak samo). Ale jest to kolejny krok i chyba musimy próbować więcej i częściej i inne rzeczy też, bo przecież muszę się usamodzielniać.

Kto tak pięknie wcina SAM? :)

Mmm pycha...


Uciekam spać :)
Buziaki-ogromniaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz