Weekend minął nam "na powietrzu" jak to już
przepowiedziałam w poprzedniej notce.
Sobota:
Rano spacerkiem do prababci Cilki i pradziadka Bronka.
Wypiliśmy kawkę (tzn. wypili Ci co już mogą, ja tam piłam wodę ;p) i znowu
spacerkiem do domku.
A popołudnie spędziliśmy działkowo. Mama próbowała mnie
przekonać, że trawa mnie nie pogryzie jak na nią nadepnę bosą stópką, ale jakoś
nie uwierzyłam i z koca nie zeszłam.
|
Namiocik |
|
Takie ważne sprawy - zabawa |
|
Dotknij trawkę Sarusiu... |
|
No dobra, ale tylko troszeczkę, w 2sekundy nic mi się chyba nie stanie ;) |
Niedziela:
Pojechałyśmy na spacerek. Okazało się, że w jednej parafii
(nie naszej) był akurat odpust. Mama kupiła mi balonik. Ale nie byle jaki.
Pamiętacie jak już kiedyś pisałam o baloniku, którego dostałam...? Znalazłyśmy
dziś takiego samego. Znowu dostałam tą dziewczynę, troszkę podobną do mnie.
Bardzo się ucieszyłam. Niestety balonik długo nie wytrzymał. W domu miałam go
może 10min. Tak mocno pociągnęłam za nogę, że przerwałam i uciekło powietrze.
|
Dziękujęęęęę :* |
|
Aleee mam śliczny balonik |
|
Moja koleżanka :) |
Potem w domu bawiłam się w baseniku. Narazie na sucho, bo po południu na
balkonie mamy baaaardzo gorąco i trzeba się pluskać do południa. Za to Mama
wsypała mi do baseniku kuleczki :)
|
Zamist wody... kuleczki |
|
Ta jest pomarańczowa |
Buziaki-ogromniaki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz