poniedziałek, 14 marca 2016

Choroba i luźne ćwiczenia w domu.

Coś mi ta choroba nie chce przejść. Niby humorek mam lepszy, niby troszeńkę lepiej jem. Ale ten katar olbrzymi dalej siedzi i kaszel też. Dziś skorzystała Mama z tego, że mam lepszy humor. Słonko świeciło (przez okno), więc i mi i Mamie się bardziej chciało cokolwiek robić. To troszkę dziś poćwiczyłyśmy. Nie dużo. Tak na luzie.

Moje magiczne pudełko.

Dmuchamy piórka. Piórka mnie obrzydzają, ale dałam radę (sama chciałam!)

Ćwiczymy chwyt pęsetowy. 

Tu też powinnam. Dodatkowo utrwalam i wyszukuję odpowiednie kolory.

Utrwalamy samogłoski, które już od dawna umiem rozpoznać i wymówić (poza wypowiedzeniem I). 

Najpierw Mama opowiada historię, potem moja kolej.

Historyjka nr 2. Jak się na tym skupię to potrafię "opowiedzieć" ( ułożyć co się działo, w odpowiedniej kolejności).

Koraliki/cukiereczki/posypka (czy jak to kto nazywa). Dobrze, że Mama nie kazała segregować kolorów :D

:)

Ryż i makarony.

I moja ulubiona ciecierzyca.


Mama musi poszukać/wymyślić i zrobić nowe pomoce, bo coś ostatnio się z tym obija. 

Myślicie, że uda mi się wyzdrowieć do czwartku? Chciałabym już iść do przedszkola, a w piątek na rehabilitację z ciocią Asią :)


P.S. Mama się martwi, że z pampersami się znowu cofam. Tzn. pampersy i tak cały czas jeszcze noszę, ale ostatnio coś mnie chyba ten nocnik gryzie, bo nie chcę usiąść.
Pokazuję, że chcę w momencie jak robię, wtedy mi się przypomina, że Mama sto razy mówiła, żebym pokazała wcześniej.


Buziaki-ogromniaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz